Ogólnopolskie Spotkania Fanów Fantastyki

polconJako stała bywalczyni konwentów, nie mogłam sobie pozwolić na opuszczenie największego oraz najważniejszego konwentu w naszym kraju – Polconu. Ten coroczny, dwudziestotrzyletni konwent, organizowany przez Polski Związek Stowarzyszeń „Fandom” już po raz drugi odbył się w jednym z dwóch serc województwa lubuskiego, to znaczy w Zielonej Górze. Ciężar organizacji imprezy wziął na swoje barki tamtejszy Klub Fantastyki „Ad Astra”, co udało im się znakomicie. Jakimś cudem zdołali zapanować nad 1200 uczestnikami! Był to drugi co do wielkości konwent jaki odbył się w Polsce (pierwszeństwo przypada Polconowi zeszłorocznemu).

Więc podziwiaj mnie i patrz
Jestem fruwający Gżdacz!

Oczywiście, sami członkowie klubu nie wystarczają, aby bez problemów przygotować i przeprowadzić konwent. Z reguły asystują im twórcy punktów programu oraz pomocnicy (recepcjoniści, ”techniczni”, opiekunowie sal, czy osoby sprzątające) potocznie zwani Gżdaczami. Skąd wzięła się ta nazwa?

Podejrzewam, że niewielu z Was przeczytało książkę pt. „Bromba i inni” Macieja Wojtyszki. Te krótkie historie opowiadające o różnych niesamowitych stworach, zawierają tę jedną, w tym momencie najważniejszą, zatytułowaną „Gżdacz”. Gżdacz to niewielki stworek z pomarańczowymi skrzydłami, który żywi się tiritongą. Dlaczego akurat tę nazwę zastosowali organizatorzy Polconów? Poznanie tej tajemnicy to dość ciekawe wyzwanie, ponieważ Gżdacze nie mają nic wspólnego ze sprzątaniem. Zapewniam Was, że w kolejnej Polconowej relacji dowiecie się, co nimi kierowało!

Czym zajmuje się konwentowy Gżdacz? To przede wszystkim pomocnik „od wszystkiego”. Sprząta, przenosi meble i informacje, tłumaczy się za organizatorów (;-) ), pilnuje sal, lub pomaga przy akredytacji, Jak sami organizatorzy niejednokrotnie przyznawali, gdyby nie gżdacze konwent nie mógłby się odbyć.

Bezinteresownym gadaczom (aż szkoda, że nie wszyscy tacy są) wystarcza satysfakcja, że pomogli, przyczynili się do polepszenia jakości konwentu Dla tych bardziej interesownych czekają zawsze prezenty w postaci koszulek, czy dodatkowych upominków ze sklepiku konwentowego. Są to bardzo miłe upominki, ponieważ w sklepiku znajdują się z reguły najróżniejsze książki, płyty oraz inne gadżety, związane z szeroko pojętą fantastyką.

Wypadkowy program

Tegoroczny program niestety najprościej można określić jako wypadkowy. Trudno jest mi powiedzieć, ile punktów programu się nie miało miejsca, ale podejrzewam, że sporo, skoro co chwilę słychać było uczestników, dopytujących się „ a jest coś zamiast…?”. Przykro było tego słuchać, albowiem program już sam w sobie był dość ubogi i nie zbyt interesujący, przynajmniej z mojego punktu widzenia, a tu jeszcze niektóre atrakcje nie mogły się odbyć z powodu niesłownych pisarzy ( to ostatnio dość popularna u nich cecha), czy wypadków losowych, które kilkakrotnie sprawiły, że dana osoba nie mogła przybyć na swoją prelekcję (w tym pan Sapkowski, na którego przybycie miałam nadzieję).

Słabość tegorocznego programu nie była jednak winą organizatorów, a tym bardziej sponsorów – tu wyłożyliśmy się my, polscy fantaści. Zauważyłam ostatnio tendencję, iż coraz więcej osób chce przyjeżdżać na gotowe. Fascynują się fantastyką, mają predyspozycje do przeprowadzenia prelekcji, ale najzwyczajniej w świecie im się nie chce. Bo po co? Wymyślają setki problemów, które nie pozwalają im na jakąkolwiek pomoc organizatorom.

Dlatego też chciałam tutaj oficjalnie podziękować każdemu, kto zrealizował jakikolwiek punkt programu na tegorocznym Polconie, nawet jeśli był on słaby merytorycznie, to świetnie, że jeszcze są jacyś zapaleńcy!
Choć, jak mówiłam, program mnie nie zachwycił, to jednak znalazłam kilka punktów dla siebie.
Pierwszą prelekcją, jaką odwiedziłam była „Filmowa historia fantastycznej erotyki” Piotra W. Cholewy, tłumacza znanej serii “ Świat dysku” Terry’ego Pratchetta. PWC, jak zawsze stanął na wysokości zadania i okrasił swoją prelekcję sporą dawką dobrego humoru. Przedstawiając nam co ciekawsze filmy erotyczne z fantastycznymi motywami, opowiedział nie tylko historię owych obrazów, ale także ukazał jak zmieniało się pojęcie zmysłowości w filmach, a co za tym idzie także w społeczeństwie. Piotr rozpoczął wykład od tych tworów dziesiątej muzy, gdzie seksualność była wyrażana jedynie pociągającym spojrzeniem, a skończył na takich, gdzie Marsjanki biegały z nagimi biustami (scena, gdzie podrzucały między sobą piłkę była po prostu rozbrajająca), jednak największą furorę na sali zrobił film pt. „Barbarella”, opowiadający o wojowniczce, której losy usiane były sytuacjami pełnymi podtekstów. Warto tutaj wspomnieć choćby „Organy Rozkoszy”, którymi Barbarella była torturowana. Wspomniany instrument muzyczny, miał doprowadzać nękaną osobę do rozkoszy tak wielkiej, by nie była zdolna jej wytrzymać. Barbarella jednak oparła się jej, nie umarła od nadmiaru przyjemności, jedynie zaznała jej nieco więcej, a jej rozgoryczony kat, skwitował jej zachowanie słowami „Ty bezwstydna dziewczyno!”.

Drugą prelekcją, jaką odwiedziłam, był panel dyskusyjny „Wyprawa ku granicom: sacrum i profanum w literaturze fantastycznej. Czy istnieje?”. Autorzy przez ponad pół godziny, próbowali odpowiedzieć na pytanie z sali, jak brzmi definicja literatury religijnej i co nią jest, a co nie jest, aż Łukasz przypomniał temat panelu. Niestety, niektórzy słuchający byli tak uparci, że dyskusja kulała tak bardzo, iż spora część widowni opuściła salę. Ja również.

Tego samego dnia odbywało się także spotkanie pt. „Załóż swój klub” z Piotrem „Raku” Rakiem. Przyznam szczerze, że trafiłam do sali przez przypadek, ale Raku i PWC, który prowadził z nim rozmowę, opowiadali w tak interesujący sposób o losach ŚKFu, że z przyjemnością wysłuchałam ich do końca. Byłoby cudownie, gdyby wszystkie prelekcje były prowadzone w tak dobry sposób. W podobny sposób znalazłam się na dyskusji pt. „Dokąd jedzie ten tramwaj? O przyszłości ruchu fanowskiego w Polsce”, prowadzonej przez Witolda „Szamana” Siekierzyńskiego i Pawła „Paszko” Matuszaka. Choć trafiłam na ostatnie kilka minut, sprawiły one, że liczba prelegentów, na których spotkania lubię chodzić, powiększyła się o tych dwóch panów. Wypowiadając się lekko i dowcipnie, sprawili, że widownia opuszczała salę z uśmiechami na twarzach. Sporą furorę wywołała także prelekcja „Nauka dla mas” pana Andrzeja Drzewińskiego, który w przystępny sposób opowiadał o nowinkach technicznych sprzed paruset lat! Posługując się formą wykładu akademickiego, przedstawił wiele ciekawych wynalazków oraz przybliżył nam postaci znanych fizyków.

Jedną z lepszych prelekcji (którą pobił jedynie PWC ze swoją „Filmową historią..”, która jest moim tegorocznym faworytem), było spotkanie autorskie z Magdaleną Kozak, połączone z inscenizacją nocarsko – renegacką. Muszę niestety przyznać, że sami aktorzy byli nieco sztywni i zdawali się zapominać niekiedy swoich kwestii, jednak „przesłuchanie” pani Kozak wyszło im doskonale. Mały falstart miała grupa, która ratownicza, jednak nie przeszkodziło to w dokończeniu spotkania. Mogliśmy tam usłyszeć nie tylko o powstawaniu samej książki, jej recenzentach, losie pewnego domku w lesie, ale także o ślubie w trakcie skoku spadochronowego (!).

Statuetki są ciężkie

Jak co roku w trakcie Polconu wręczona została Nagroda im. Janusza A. Zajdla, przyznawana przez uczestników konwentu. Za rok 2007 otrzymali ją: w kategorii powieść Jacek Dukaj za „Lód”, a w kategorii opowiadanie Wit Szostak za „Miasto Grobów: Uwertura”. Obie nagrody stanowczo zasłużone. Pan Dukaj nie zjawił się jednak na rozdaniu nagród, Wit Szostak zaś sprawiał wrażenie nieco zakłopotanego, gdy otrzymywał kwiecistą „parasolkę”, zastępującą tradycyjny bukiet. Pani Jadwiga Zajdel, która jak co roku wręczała nagrody, tryskała humorem i swoją niesamowitą energią.

Dzień przed wręczeniem nagrody udało mi się podkraść do punktu, gdzie oddawano głosy (na 1200 uczestników, tylko xxx osób zagłosowało!) i po cichu wziąć do ręki statuetkę. Zjadła mnie ciekawość, jak to jest trzymać coś takiego w ręce 😉 Przyznam szczerze, że jest strasznie ciężka. Autorom, którzy zostaną nominowani w następnych latach polecam ćwiczenia na siłowni przed samą galą 😉

Pod namiotem

Organizatorzy, tradycyjnie już, oprócz standardowych atrakcji, przygotowali także coś od siebie. Tym razem był to namiot konwentowy, w którym odbywały się pokazy filmów niezależnych, występy kabaretów, grup teatralnych (choć niektóre przedstawienia, m.in. „Nie mam ust, a muszę krzyczeć” Sług Metatrona przeniesiono do specjalnej auli, która była bardziej przystosowana do tego typu widowisk). Było to także miejsce szalonych nocnych imprez, które wszyscy będziemy jeszcze długo wspominać.

Posted in Uncategorized and tagged .